Dziewczyna z pociągu to thiller psychologiczny brytyjskiej pisarki Pauli Hawkins, który w zeszłym roku zrobił prawdziwą furrorę. Zachęcona licznymi reklamami i zachwytami, postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie książka jest aż tak dobra. Tym bardziej, że polecał ją sam Stephen King!
Zacznę może od pozytywów. Książka wciąga i to trzeba przyznać. Bardzo lubię to uczucie, kiedy nie potrafię się oderwać od czytania, bo koniecznie chcę wiedzieć co będzie dalej. Z każdą stroną rośnie napięcie a rozwiązanie zagadki nie jest oczywiste do samego końca. Chyba właśnie ta ciekawość, kto popełnił zbrodnię, sprawiła, że przeczytałam książkę do końca.
Kolejny plus jest taki, że osobiście uwielbiam robić to co tytułowa dziewczyna z pociągu, czyli wymyślać sobie w głowie historie ludzi spotkanych w komunikacji miejskiej. Co prawda od kiedy mieszkam na wsi, poruszam się wyłącznie samochodem, ale czytając tą książkę wróciły do mnie wspomnienia. Pamiętam jak mieszkając w Łodzi podróżowaliśmy z Wiśnionym tramwajami i wymyślaliśmy historyjki o współpasażerach :).
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Niestety książka bardzo mnie rozczarowała. Spodziewałam się wielkiego wow, którego nie było. Nie do końca przypasował mi sposób w jaki została napisana. Język jest bardzo prosty i dosłowny, co prawdopodobnie przyczyniło się do sukcesu. Jest to idealna łatwa i przyjemna lektura, do wciągnięcia, bez żadnej refleksji. Dla mnie to taka pozycja do poczytania podczas urlopowego leniuchowania. Nie wymaga większego zaangażowania. Wszystko jest podane na tacy, nie ma aluzji, metafor, czy ironni. Nie twierdzę, że jest zła, bo jednak wciąga. Ja po prostu liczyłam na coś więcej.
Więc wracając do pytania z tytułu posta – czy warto przeczytać? Myślę, że mimo wszystko warto. Wszystko zależy od tego, czego oczekujecie od książki. Polecam wszystkim szukającym lekkiej, przystępnej lektury.